Autor Wiadomość
Frost
PostWysłany: Wto 3:01, 31 Lip 2012    Temat postu:

Dziękuję, za słowa uznania, aczkolwiek nikomu bym takich przeżyć nie życzył.
Noktavius
PostWysłany: Wto 0:11, 31 Lip 2012    Temat postu:

Frost bardzo fajna historia!
Frost
PostWysłany: Pon 0:46, 30 Lip 2012    Temat postu:

Tak też uczynił mój dawny kolega, wyprowadzając się.
Szira De' Lesore
PostWysłany: Nie 22:36, 29 Lip 2012    Temat postu:

Brrrrrrrr >.< ciekawe.. ja bym:
1. albo wiała;
2. albo na miejscu wykitowała.
Frost
PostWysłany: Nie 18:00, 29 Lip 2012    Temat postu:

No ok. Teraz mogę opowiedzieć, ale bez takich większych szczegółów, ażeby zachować prywatne dane osobowe.
Opowieść ma będzie nieco krótsza od poprzedniej, ale równie dobrze mrożąca krew w żyłach. Będzie dotyczyła mojego znajomego z lat młodości, gdy jeszcze nie wyprowadził się z miasta po całym tym zajściu.

***
To było około 6 lat temu. Mój znajomy i ja bardzo lubiliśmy horrory, wręcz zawsze udawaliśmy takie wymyślane zabawy w lesie w późnych porach. Interesowały nas najbardziej zjawiska paranormalne, duchy, zjawy, larwy astralne, nawet demony. W ogóle ta tematyka siedziała nam w głowach i byliśmy zbyt głupi by dać sobie z tym spokój.
Pewnego razu, będąc u siebie w domu, zaczepił mnie kolega, pytając czy nie wyjdę jak zwykle na dwór. Zaproponował wypad na cmentarz. Po jego naporze, skusiłem się, ale nie chciałem tam odwalać jakichś rytuałów czy czegoś, co mogłoby spowodować nieodwracalne konsekwencje. Wtedy w takie coś wierzyłem i to bardzo, a jest tak nawet do dziś. Po drodze, opowiadaliśmy sobie straszne historie wyczytane z neta(wtedy wówczas ja i kolega czytaliśmy tego tonami.), by podbudować klimat.
Na miejscu byliśmy po jakichś 15 minutach. Kolega wszedł pierwszy i od razu przeszliśmy do starego budynku. Wyglądało to jak wejście do katakumb, zwłaszcza, że schody kręciły się spiralą, aczkolwiek nigdy nie odważyliśmy się tam wejść. Tylko szaleniec wszedłby tam po zmroku... Zaczailiśmy się do niemieckiego grobu(tak, po dzisiaj są tu groby byłych nazistów) i usiedliśmy obok. Kolega wyciągnął książeczkę z czarną oprawką i począł czytać jakieś losowo wybrane teksty. Ponoć to miało zadziałać, ale nic prócz wiatru nie czuliśmy. Powiem szczerze, że samo czytanie kolegi przyprawiało mnie o silne dreszcze i niepokój... Minęło niespełna 10 minut, kiedy to jedna ze świeczek zgasła samowolnie. Nie wiało aż tak, by zdmuchnął ją wiatr, ale też nie wypaliła się bo miała pełny wkład. Poczułem się nieco osaczony. Jakby tysiąc par oczu na mnie spoglądało w tamtej chwili. Kontrolnie spytałem kolegę czy też czuje jakby ktoś na niego patrzył. On się przez chwilę nie odezwał, ale potem pokiwał głową, że czuje to samo. Baliśmy się ruszyć z miejsca. Człowiek ze strachu jest sparaliżowany, ma ograniczone możliwości ruchu, a wyobraźnia płata figle, choć i ona czasami może uratować życie. Spojrzałem za siebie, ale nie widziałem nic prócz małych żarzących się lampionów czy też zniczy. Wstaliśmy powolutku i zaczęliśmy iść w ciszy w kierunku bramy. Pamiętam, że kolega nie zamykał jej na zawias, toteż szarpnąłem furtkę, a ta nic... Osłupieliśmy z wrażenia. Raczej nikt o tej porze by nie robił sobie żartów i zamykał furtkę... Chwilę zajęło by kolega przeszedł przez bramę i otworzył furtkę od zewnątrz. Ja w tym czasie bałem się nawet spojrzeć za siebie. Czułem nadal te spojrzenia na sobie, a nawet wydawało mi się, że coś w moim kierunku podąża, tyle, że tego nie widziałem. Szybko przeszedłem przez furtkę i zamknęliśmy ją szczelnie. W drodze powrotnej, atmosfera troszkę się rozluźniła. Śmialiśmy się z naszych bladych min, gdy nagle od strony kolegi usłyszeliśmy dziwny szelest. Pragnę dodać iż droga na cmentarz prowadziła asfaltem przez las, toteż wszystko mogło się zdarzyć. Spojrzeliśmy w tamtą stronę, ale to nie mogła być ani żadna zwierzyna, a tym bardziej człowiek. Znów się zraziliśmy i przyspieszyliśmy tempa. Zerwał się wówczas silny wiatr, ograniczając nasz zmysł słuchu. Ja ze strachu zacząłem biec truchtem, zaś kolega w tym czasie zgubił buta i chciał go nałożyć. Gdy wybiegłem z lasu, kolegi za mną nie było. Orientacyjnie, wrzasnąłem w tamtą stronę, ale zero odzewu. Chciałem już tam wrócić po niego, gdy nagle wyłonił się z cienia drzew zapłakany. Nigdy w życiu nie widziałem, by płakał. Pytałem się go co się stało, ale on nie odpowiedział ani słowem, jakby jego głos wysiadł i już nigdy nie miał powrócić. Wróciliśmy do domów w ciszy. Nazajutrz jego matka zadzwoniła, że kolega trafił do szpitala, miał ponoć w nocy silne duszności, nie mógł samodzielnie oddychać. Podłączyli go do aparatury. Byłem przy nim w tych chwilach, a jego matka zasypywała mnie pytaniami, co robiliśmy, że tak się załatwił... Nie mogłem chyba powiedzieć prawdy, zresztą sam nie wiedziałem co się wtedy stało, gdy zgubił tego buta... Minęły tak orientacyjnie z 2 tygodnie kiedy odezwał się do mnie. Mówił, że wyprowadza się stąd i przekonał matkę, że tutaj nie może zostać. Poprosiłem go o spotkanie, bo przecież chciałem znać powód. Gdy się spotkaliśmy, usiadł na ławce ze zwieszoną głową.
Opowiedział mi w skrócie, co wtedy się wydarzyło. Gdy zakładał buta, coś szarpnęło go za koszulkę, a potem przewróciło na ziemię. Ponoć kolega widział 3 zniekształcone twarze, z czego jedna była kobieca. Były ponoć tak przerażające, że koledze odjęło mowy, tak jakby ich widok miał to spowodować. Zaś w nocy śniły mu się te same twarze, które szeptały do niego jakieś chore sentencje, groziły mu czy coś... Z tego powodu chciał wyjechać. Wstał z ławki, podał mi rękę i wtedy ostatni raz go widziałem. Po tamtym zdarzeniu, nasz kontakt zerwał się aż po dzisiejsze dni.

***

Historia jest oparta na moich oraz pana M. doświadczeniach. Nic co tu napisałem nie jest kłamstwem, aczkolwiek niektórzy mogą sobie myśleć inaczej, szczerze to nie interesuje mnie to. W tej historii sami widzicie, że tego co nie widać na pewno może zranić, gdy tylko się "to" rozdrażni. Więc ku waszej przestrodze, nie próbujcie tego na własną rękę.
Szira De' Lesore
PostWysłany: Nie 14:28, 29 Lip 2012    Temat postu:

Oby to było jak najszybciej xD
Frost
PostWysłany: Nie 14:03, 29 Lip 2012    Temat postu:

Znam jeszcze parę innych ciekawych, może te nie będą prawdziwe, ale jedna z nich też jest faktem bo przydarzyła się znajomemu.
Opowiem jak mnie natchnie na pisanie ;pp

~Mass
Szira De' Lesore
PostWysłany: Sob 22:02, 28 Lip 2012    Temat postu:

Boję się spać, Masakro!! XO
Massacre
PostWysłany: Sob 20:33, 28 Lip 2012    Temat postu:

A ja wam opowiem autentyka i już na wstępie odradzam jakichkolwiek prób praktykowania tego. To mogłoby się dla każdego źle skończyć.

***
A więc, pewnego razu zostałem sam w domu. Mieszkam z ciotką i wujkiem ( rodzice zmarli gdy miałem 8 lat) w domu dość rozległym. Można go porównać do pałacyku. No i jak zwykle siedziałem u siebie w pokoju i oglądałem telewizor. Pragnę zauważyć, że za oknem było jeszcze jasno!
I tak siedzę i siedzę... nagle w kuchni usłyszałem silny trzask. Pomyślałem, że pewnie ciocia wróciła i niechcący wypadł jej talerz lub coś innego. Grubo się zdziwiłem, gdy wyszedłem po picie. Wrzasnąłem na całą chatę, by sprawdzić czy ktoś jest już w domu, ale nikogo nie było... W kuchni szuflada była rozwarta na całą szerokość, a z niej wypadł kubek oraz mój talerz... Na początku myślałem, że to zwykły przypadek, ale potem działo się gorzej...
Gdy kładłem się spać, w pokoju podczas upalnego dnia, było strasznie zimno! Wiedziałem, że to już nie jest normalne i wtedy usłyszałem głosy jakieś takie zniekształcone... Trwało to koło 5 sekund, a potem wszystko ucichło. Nazajutrz pomyślałem sobie, że to coś może oznaczać... Wbiłem na internet i szukałem jakiegoś wytłumaczenia... Wszystko podchodziło pod czarną magię, jakieś niezrozumiałe dla mnie rzeczy, ale o dziwo tak mnie to wciągnęło, że postanowiłem, że spróbuję czegoś się nauczyć... To było najgłupsze postanowienie jakie mi się nasunęło na głowę. Gdy byłem znów sam w domu, przygotowałem to co było niby potrzebne do kontaktu z tym "drugim" światem. Usypałem pentagram z soli (lub mąki, nie pamiętam) o zaostrzonych rogach, co oznaczało duże niebezpieczeństwo. Rozstawiłem świece i zasłoniłem okna żaluzjami, ciemność to podstawa.
Wypowiedziałem wtedy jakieś dziwne i niezrozumiałe słowa, ale nic się nie stało... Byłem rozczarowany tym wszystkim. Nie sądziłem jednak, że w nocy ten efekt nadejdzie tak niespodziewanie. Przebudziłem się po koszmarze, za oknem ciemno jakby nie było nawet światła księżyca. Spojrzałem na podłogę, a tam jakaś czarna postać (bez nóg!) czołgała się na rękach w moją stronę. Obok niej było krzesło, które niczym w horrorach, obracało się niesamowicie szybko (było obrotowe). Byłem przerażony w miarę gdy to coś podchodziło do mnie z takim mozołem, ale jednocześnie chcące mnie dopaść. Wyskoczyłem z łóżka jak z procy i pognałem do łazienki. Tam światło było dość mocne. Przyłożyłem ucho do drzwi i nasłuchiwałem... Słyszałem, jak drzwi od mojego pokoju powolutku się rozwierają i słyszałem takie "człapanie" jakby ktoś rękoma klaskał w dużych odstępach. I nagle ucichło... Wytężyłem słuch, a tu nagle dziwny ryk i silne uderzenie w drzwi (zauważcie, że przyłożyłem wtedy ucho do nich) i tak mnie ze strachu odrzuciło, że miałem ochotę wydostać się przez balkon i wyskoczyć z 2 piętra. Bałem się odezwać lub też zawołać ciotkę i wujka. Pomyślałem, że jeśli oni wyjdą to to coś ich dorwie... Przesiedziałem do rana w toalecie. Zdążyłem z niej wyjść zanim ciocia wstała i mnie nie przyuważyła. Powoli wszedłem do pokoju, a tam niesamowity bajzel. Łóżko przesunięte na środek, na nim stało krzesło, a na krześle kolejne krzesło... Podłoga była tak porysowana, jakby stado nastolatek porysowało ją cyrklem. Szybko ogarnąłem to i usiadłem. Pomyślałem by powiedzieć to rodzinie, żeby pomogli coś wymyślić z tym fantem. Sam nie mogłem znaleźć rozwiązania, bo z doświadczenia wiedziałem, że tego łatwo się nie da teraz odgonić. A próby odeslania tego czegoś mogłyby pogorszyć tylko sprawę. Zdałem się na siebie i szukałem pomocy u egzorcystów czy wyższych kapłanów, którzy mogli w jakiś sposób zamknąć to niewidzialne przejście dla złych dusz czy też demonów. Rysując ten pentagram to tak jak otwieranie drzwi niepowołanej osobie, zapraszając ją na obiad do siebie... Wtedy tego nie wiedziałem, ale teraz wiem, że to istnieje i naprawdę nie życzyłbym tego nikomu. Najgorsze jest to, że jeśli nie uda się tego odgonić w porę, może być za późno na jakąkolwiek pomoc... Prędzej człowiek wykończyłby sie psychicznie, lub też został zabity przez te "istoty". Kto nie wierzy w ich istnienie, niech nie wierzy i nie stara się dociec tego. Już zawsze będzie mi to siedziało w pamięci... A mogło być jeszcze gorzej...
Szira De' Lesore
PostWysłany: Śro 21:42, 25 Lip 2012    Temat postu:

To drugie da się wyjaśnić xD
Illuvatar
PostWysłany: Śro 15:53, 25 Lip 2012    Temat postu:

Mnie akurat to drugie dobiło w jakiś niewyjaśniony sposób.
Navy
PostWysłany: Śro 15:48, 25 Lip 2012    Temat postu:

to drugie to jest śmieszne, nie straszne. :p
Illuvatar
PostWysłany: Czw 18:56, 19 Lip 2012    Temat postu:

Cytat:
Prezent
Margaret była jedną z tych pnących się po szczeblach kariery w Nowym Jorku tzw. „twardych sztuk”. Miała wszelkie predyspozycje, by osiągnąć sukces. Była sumienna, zawzięta, utalentowana a do tego piękna. W pełni świadoma swojej wartości była również odrobinę apodyktyczna i próżna.
Tego dnia udała się na lunch ze znajomym do Central Parku. Podczas rozmowy dostrzegła, że facet, który na ławce naprzeciwko nich gapi się, co strasznie ją zdenerwowało. Opowiedziała o swoich spostrzeżeniu koledze, który jednak nie dostrzegł przystojnego blondyna wlepiającego w nich wzrok. Mimo to Margaret podeszła do mężczyzny i zapytała, czemu gapi się na nią. Odpowiedział jej, że jest najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widział w swoim życiu i wręczył jej małą kryształową broszkę w kształcie róży, która jak zapewniał jest unikatowa. Do Margaret przemówił ten niezwykły prezent jak i jego przystojny ofiarodawca, więc przyjęła prezent. Kiedy wróciła z powrotem do swojego znajomego, ten był niezwykle zdziwiony, że rozmawiała z tym człowiekiem i przyjęła prezent, ale Margaret słysząc te słowa, stwierdziła tylko, że jest zazdrosny.
Następnego dnia również spotkała swojego eleganckiego blondyna, który już po domem wręczył jej kolię z czarnych pereł, które swoją wielkością dorównywały niemalże przepiórczym jajom. Przyjęła i ten podarunek i od razu tego dnia postanowiła założyć naszyjnik na firmowe przyjęcie.
Miała nadzieję, że zaimponuje wszystkim tam zabranym i nie myliła się. Ludzie wręcz się za nią oglądali, a szef, który prawdopodobnie chciał by jego żona nie czuła się gorsza, kazał Margaret schować perły do depozytu na czas przyjęcia.
Na drugi dzień również spotkała swojego adoratora, który tym razem wręczył jej flakon perfum, które jak zapewniał są unikalną mieszanką zapachów, a stworzono je na zlecenie Marii Antoniny.
Margaret miała coraz mniejsze opory, by przyjmować podarki, gdyż była przekonana o uczuciu, jakim darzy ją mężczyzna. Oczywiście zaraz użyła perfum, lecz kolejno spotykane tego dnia osoby były nieco zdegustowane tym zapachem, co kobieta uznała za brak dobrego smaku i wyczucia.
Kiedy wracała jeszcze tego dnia z pracy do domu spotkała przy drzwiach swojego domu przystojniaka, który tym razem wręczył jej niesamowicie piękną suknię z „epoki” i dziwny podłużny przedmiot. Okazało się, że była to własność najpotężniejszych kobiet tego świata przekazywany z rąk do rąk i stanowiła źródło ich największych rozkoszy.
Margaret była zdziwiona trochę nieśmiałością blondyna, który nie naciskał na nic więcej, a mimo to tak hojnie ją obdarowywał. Tego wieczora postanowiła wypróbować najnowszy i najbardziej fascynujący ją przedmiot. Po wzięciu kąpieli postanowiła sprawdzić, co przeżywały wszystkie królowe i władczynie Ubrała się od stóp od głów w podarowane jej rzeczy i przystąpiła do dzieła. Faktycznie było to coś niesamowicie przyjemnego.. W końcu zatraciła się w rozkoszy i odpłynęła…
Ciało Margaret zostało znalezione po kilku dniach w mieszkaniu, była przebita metalową rurką, jakiej używa się do budowy rusztowań. Jej ubranie stanowił najbrudniejszy worek jak można sobie wyobrazić, a nad jej ciałem unosił się smród nieświeżej ryby i Bóg wie, czego jeszcze. Na szyi miała drut kolczasty, a w klapie kapsel.
Kiedy policja pytała jej znajomych, co wydarzyło się, że tak piękna, elegancka kobieta umarła w tak dziwnych okolicznościach, tłumaczyli to ogromną presją w pracy i spotkaniami z żebrakiem, którego ona wręcz uwielbiała…
W tej chwili ponownie przyglądał się bacznie pięknej brunetce i uśmiechał się do własnych myśli.


I może jeszcze jedna...

Cytat:
NIEUMIARKOWANIE

- Szlak by to, rodzice znowu zostawili mnie samego - powiedział zachrypniętym głosem Donnie. W jego głowie znowu kotłowały się lęki i fobie z czasów podstawówki.
Czy zawsze tak musi być, że gdy chcę kogoś zaprosić do domu, nawet moich przyjaciół nigdy nie mają czasu... pewnie przez te matury lub pracę.
- No nic - powiedział w duchu. - Damy radę !
Wytarł tłuste ręce z chipsów o spodnie i pomaszerował w stronę lodówki. - Mam nadzieję, że nie zostawią mnie z pustym żoładkiem...
Gdy Donnie wszedł do kuchni, zdziwił się gdyż na stole leżała otwarta puszka piwa, nowe opakowanie Lucky Strike i wielki soczysty kebab.
- Co tutaj to robi ?! Kto mógł to tutaj przynieść ? w jego głowie roiły się podejrzenia... - Co mi tam, mój dom, moje jedzenie.
Bez zastanowienia sięgnął pulchną łapą po kebaba. - Mmmm, jeszcze ciepły, wręcz gorący. Donnie był osiedlowym mistrzem w pochłanianiu jedzenia na czas.
Potrafił zjeść całego hamburgera z McDonald na kęsa, co było nie lada wyczynem, jego przetrenowana żuchwa rozwierałą się do nie bagatelnych rozmiarów.
Plask !. Folia opadła na podłogę, kebab został skonsumowany, pozostało tylko wylizać wielkie paluchy, żeby smak w ustach pozostał na dłużej.
- Po dobrym jedzonku czas zapalić ! niesamowita radość ogarneła Donniego. - Nie trzeba chować się po kątach przed przypałowymi rodzicami - wysapał spocony chłopak. Wyszedł na balkon i odpalił upragnionego papierosa.
- Ciekawe kogo były te rzeczy... Znalezione, nie kradzione - pomyślał w duchu.
Wypalony pet został rzucony do ogródka sąsiada
- Niech sprząta bydlak, takie plebsy muszą mieć coś do roboty, pijaki i darmozjady ! - powiedział do siebie.
Udając się do pokoju by poćwiczyć parę wybornych riffów na gitarze przypomniał sobie, że zostało mu piwo do wypicia.
- Pyszny Desperados to jest coś czego właśnie potrzebuję. Gdy wszedł do kuchni nie mógł uwierzyć własnym oczom.
Na stole leżały 2 takie same kebaby jak wcześniej, 3 otwarte butelki piwa i 2 paczki papierosów.
- Ktoś widzę, że mnie bardzo lubi ! powiedział na głos, masując się po wielkim brzuchu Donnie. Rozpakował kebaba i zaczął królewską ucztę popijając lekko ciepłe piwo.
Nie mineło 5 min. gdy wszystko było zjedzone. Na stole leżały puste opakowania po jedzeniu. - Wezmę te papierosy i dam Thomasowi, może w końcu mnie polubi... - pomyślał Donnie.
- Wcale nie jestem taki zły ! Nie rozumiem o co im chodzi, dlaczego wolą tego blondasa Micheala... Głupi zarozumiały cwaniaczek...
Donnie wszedł do swojego pokoju, pochwycił gitarę. Położył na wielkich nogach i przerośnięta łapą zaczął wykonywać skomplikowane ruchy. Po chwili grania. Wstał przepocony i zziajany.
- To granie mnie w końcu wykończy... Trzeba coś zjeść na wzmocnienie, może jakaś czekolada ? - powiedział zachrypniętym głosem. Wstał i znowu odbył swoją codzienną kilkunasto razową krucjatę do kuchni. Ku jego ogromnemu zdziwieniu na stole i na ziemi leżały stosy jedzenia. Były to rozmaite bułki z serem, salami, sałatą, boczkiem. Różnego rodzaju kiełbasy, kabanosy, udka, grillowany karczek. Stos pudełek od pizzy, wielkie 10 litrowe baniaki z Pepsi. Przetarł oczy ze zdumienia.
- Co kurwa się tu dzieje, kto jest taki dobry, kto rozumie wszystkie moje potrzeby, no kto ?! - już prawie krzyknął.
- Ja ! Jam jest Pan, którego potrzebujesz, który Cię obroni i wykarmi, Ten który zapewni Ci opiekę i bezpieczeństwo, me imię wypowiadasz za każdym razem gdy jesteś w gniewie lub w cierpieniu. Jam jest Fatemidiusz. Opiekun ludzi otyłych i potępionych.
Człowiek wielkości małego słonia, z wydatnym brzuszkiem i pulchnymi kończynami. - Jesteś moim ulubieńcem Donnie, obserwuję Cię od narodzin. Jesteś zaplanowanym dzieckiem moim i Twej matki Hanny. To Ty Donnie przekonasz wszystkich, że ludzie grubi są tacy jak inni. - powiedział donośnym basem Fatemidiusz.
Donnie padł na kolana, uniósł wysoko ręce w geście podziękowania.
- Wiedziałem, że jest ktoś kto nademną czuwa w dzień i w nocy, nie pozwala być mi samotnym pośród tłumu !
Fatemidiusz zaśmiał się głośno - żryj te kebaby kupo łajna, trzeba wystawić świnie na konkurs na Olimpie.


Po powrocie do domu rodzice Donniego znaleźli kartkę.
"Jest ze mną, będzie szczęśliwy, dam mu tego czego pragnie najbardziej.
PS: Dlaczego pozwalacie palić mu papierosy ?!
"


F.
Illuvatar
PostWysłany: Pon 20:47, 09 Lip 2012    Temat postu:

Z internetu. Na wielu stronach można znaleźć taki historyjki.
Szira De' Lesore
PostWysłany: Pon 20:45, 09 Lip 2012    Temat postu:

Dobree Very Happy Illuv, skąd to masz?

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group